W minioną sobotę W. z A. sami wracali ze zbiórki zuchowej, czyli tak jakby ze szkoły, bo zbiórki w szkole są...
Bardzo im się podobało- stwierdzili, że już zawsze chcą wracać ze zbiórki sami...
Ja, matka panikara nie wytrzymałam i poszłam ich śledzić. Droga, moim zdaniem, nie jest jakaś wyjątkowo niebezpiczna, tylko ten tunel i przejście przez jezdnię pod domem napawa mnie strachem...
No, w każdym razie sledzilam ich z daleka, tak żeby broń Boże, mnie nie zauwazyli, idac inną, okrężną drogą i patrzyłam z rozrzewnieniem, jak podbiegaja co chwila, jak W. coś tłumaczy A. pokazując rączką, jak trzęsą im się pomponiki na czapkach, jak długo oczekują przed przejściem dla pieszych ...
Zuchy moje słodziaste...
O, i taka sytuacja... A dosłownie chwilę temu posyłałam W. do I klasy, pełna obaw, jak też ta moja mała maruda siebie poradzi. A teraz jest taki duży, taki madry i samodzielny. A. tylko dlatego zgodziła się wracać samodzielnie, bez mamy, że wiedziała, że z bratem jest bezpieczna.