wtorek, 28 kwietnia 2015

Na balkonie...

Mój balkon. Mój azyl. Moja "świątynia dumania"...
Mam nadzieję, że będzie tu pięknie, gdy się wszystko rozrośnie i zakwitnie...no i zaowocuje...



2 tygodnie temu było tak:



A teraz już jest tak:







Na zdjęcia nie załapały się 3 powojniki, 2 pelargonie bluszczolistne, skrzynka z wilcami, chmielem japońskim, szałwią i nasturcją pnacą

Mam zamiar dokupic jeszcze komarzyce i kilka pelargonii oraz, jeśli mąż zgodzi się przybic do ścian haki na donice, to marzą mi się milion belsy...

Oczami wyobraźni już widzę mój zacieniony przez pnącza balkonik, na którym będe mogła spokojnie relaksowac się z kubaskiem kawki, lub robótką w ręce, albo nawet laptopem na kolanach, a co;)

niedziela, 19 kwietnia 2015

Sądny dzień...

...był w piątek.
O 6.30 usłyszałam znajomy dźwięk telefonu - melodia mówiąca, że dzwoni Mama; zanim odebrałam wiedziałam, że coś się stało, bo Mama o takiej porze nigdy nie dzwoni, żeby sobie pogadac.
Tata ok. 3 w nocy zabrało pogotowie, po tym jak Mama znalazła go leżącego u niego w pokoju przy łóżku...
Kolejne godziny upływały pod hasłem "przerzut do mózgu".
Teraz po fakcie jakoś normalnie się o tym pisze, ale wtedy tysiące myśli, skojarzeń, różnych fatów, latania po internecie i szukania czegokolwiek na ten temat (tak nawiasem mówiąc to najgorsze co można zrobic). Ogólnie mega strach, czarne wizje przyszłości i watowe nogi - tak się czułam. Byłam w pracy cały dzień. Na miejscu u Tata, w S. był brat z bratową, a potem z moją Mamą. Byliśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym. Wynik tomografii głowy miała byc po południu. W międzyczasie doszła do mnie wiadomośc, że jednej z koleżanek z pracy właśnie zmarł tata, że tylko co pobiegła do domu bo przed chwilą dostała taką wiadomośc... Świec Panie, nad jego duszą - biedna K. 
Gdy zadzwonił brat byłam w drodze do domu - to nie przerzut... Ufffffffff...

Tata jest już w domu. Niezupełnie zdrów, bo wciąż boli go głowa - dostał tylko skierowanie do neurologa... Mama pewnie będzie czuwała przez kilka kolejnych nocy, czy aby wszystko u Tata ok.

Taki był piątek 17 kwietnia. 
Ja byłam chodzącym stresem i nerwem.
Moja koleżanka K. chodzącym bólem i smutkiem.
A kolejna koleżanka wulkanem radości i szczęścia kibicując swojej córeczce w turnieju tanecznym...

Tyle piątków ile ludzi...

Niesamowite jest życie i jego przypadki...

Teraz cała jestem wdzięcznością - za to, co mam, za życie moje i moich najbliższych, za wszystko co mnie otacza, za ludzi wśród których przyszło mi życ...
Jestem szczęśliwa. 

Nie umiem dziękowac ale przecież widzisz, że cała jestem dziękczynieniem, Panie...