niedziela, 22 maja 2016

Pierwsza Komunia Święta...

Miesiące rozterek, rozmyślań, przygotowań i modlitwy... Wszystko to doprowadziło do tego momentu, w którym teraz jesteśmy, czyli zarówno W, jak i jego młodsza siostra A. mogą w pełni uczestniczyć we Mszy Świętej, przyjmując do swoich serduszek Pana Jezusa...

*************




W niedziele wszystko udało się idealnie, dzieci szczęśliwe i radosne... Chcę wierzyć, że zdołałam wpoić im, co, a raczej KTO jest w tym dniu dla nich najważniejszy...
Pogoda wymarzona, choć było zimno, ale ani deszcz ani wiatr nie narzucił nam konieczności ubierania dodatkowych kurtek czy pelerynek. Nie było duszno, ani gorąco - było optymalnie...
Przybyły całe nasze rodziny oprócz drugich połówek moich chłopaków, bo one miały taką sama uroczystość u dziecka swojego brata, więc rodziny podzieliły się po połowie, żeby nikt nie czuł się gorszego sortu:) 
Wszystko wyglądało tak, jak uważałam, że powinno wyglądać. Leniwy bezstresowy niedzielny poranek i później powolne zbieranie się do wyjścia. Fryzura A., fryzura W, alby, błogosławieństwo i w drogę. W kościele byliśmy pół godziny wcześniej - i dobrze, dzięki temu oboje mogliśmy zająć miejsce siedzące. Cały kościół pękał w szwach. Trzymałam miejsce dla moich rodziców, bo bałam się, że jak przyjadą później to już nie będą mieli możliwości usiąść, a to byłby dramat, zwłaszcza dla schorowanego Taty. Na szczęście też byli wcześniej i spokojnie sobie usiedli, gdzie chcieli. 
Siedzieliśmy z T. trochę z tyłu i raczej musiałam mocno szyję wyciągać żeby swoje dzieciaczki czasem widzieć. Najważniejszy moment widziałam. A po nim ich szczęśliwe buzie... I moja szczęśliwa twarz i oczy pełne łez wzruszenia i jakiejś takiej tkliwości... Niesamowite przeżycie dla matki...
Potem zdjęcia. Tak jak chciałam - z rodzicami, z dziadkami i z chrzestnymi... 
I na obiadek. Ok. 16.30 byliśmy w domu. Mój T. usnął siedząc w fotelu, przy włączonym meczu, a my z dziećmi wracaliśmy jeszcze do tego co właśnie kilka godzin wcześniej się działo, rozpakowaliśmy prezenty i dzień nieubłaganie zmierzał do końca... Piękny, niepowtarzalny dzień. Chcę wierzyć , że na długi czas najpiękniejszy dzień w  życiu moich dzieci.
A od poniedziałku Biały Tydzień. Bardzo szybko minął... Praca, szkoła, szybciutko ze szkoły do domu coś przekąsić i do kościoła. We środę była pielgrzymka dziekczynna do Ś. W. , a tam msza, potem ognisko, kiełbaski i zabawa na placu zabaw. Bardzo miło spędzony dzień.
W piątek zakończenie Białego Tygodnia, poświęcenie pamiątek i ...pranie alb.

A dziś kolejna rodzinna uroczystość - Pierwsza Komunia Święta mojego bratanka B.
Było idealnie...